wtorek, 17 maja 2016

Marzenia trzeba spełniać - Cracovia Maraton

Ponad rok temu spodobało mi się bieganie na tyle aby robić to regularnie. Żeby mieć większą motywacje postanowiłem wtedy założyć bloga. Jak blog to musi być jakiś tytuł no i w głowie zrodził się pomysł "Marzenia Napiego - maraton". Wtedy dystans ten był jakąś abstrakcją bo wtedy dystans 10km był dla mnie wyzwaniem.

Wpis z kwietnia 2015 roku:
http://napibiega.blogspot.com/2015/04/marzenia-napiego-przebiec-42-km-195.html

Pierwszy start odbył się 26.04.2015 na dystansie 5,4 km i potem stopniowo 10km, półmaraton i ...

Padła decyzja, że 2016 będzie rokiem gdzie główny cel to maraton. Dużo myśli czy to nie za szybko, czy dam radę, postanowiłem spróbować.

Plan przewidywał 16 tygodni przygotowań, 3 treningi biegowe w tygodniu. Do tych treningów dokładałem dodatkowe, tj siłę biegową i ćwiczenia stabilizacyjne. Momentami był to ciężki okres powiązany z wieloma wyrzeczeniami. Teraz już mogę powiedzieć, że ta praca się opłacała. Muszę powiedzieć, że jeśli się za coś zabiorę to staram się to robić sumiennie. Z tego co pamiętam to nie opuściłem żadnego zaplanowanego treningu, czasami wymagało to pobudki o 4:30 przy dłuższych biegach. Bywało, że można było pospać trochę dłużej do 6:00-6:30 żeby zdążyć na 9 do pracy. Większość właśnie było porannych biegów. Systematyczność przynosi efekty. Trening zrobiony kiedy się nie chce cieszy podwójnie :-)

Dzięki aktywności na Facebooku i biegu w Poznaniu udało mi się poznać Łukasza, który podobnie jak ja zaraził się bieganiem. Prowadzi także swoją stronę https://www.facebook.com/Od-zera-do-Marato%C5%84czyka-981289188657912/

Łukasz w swoim kalendarzu biegowym miał również zaplanowany Kraków i postanowiliśmy pobiec wspólnie. Czas, który chcieliśmy osiągnąć przed biegiem był podobny, także połączyliśmy siły,



przechodząc do samego biegu na królewskim dystansie. Start zaplanowany był na godzinę 9:00. Noc przed upłynęła całkiem dobrze jak na Mnie, nawet większość udało się przespać :-). Pobudka po 5:00 i ok 6 śniadanie. Ok 8 zbiórka i wyruszyliśmy wspólnie z żonami na linię startu. Ranek był chłodny i wietrzny. Chciało się jak najszybciej wystartować. Stoimy w strefie czasowej 3:45-4:00 do rozpoczęcia zostały już tylko minuty.

Przed startem jeszcze humory dopisują. 


Kiedy ten start?


Po 9 ruszyliśmy na trasę i na pierwsze kilometry plan był na tempo 5:20-5:30. Mimo dużej ilości biegaczy, zaczęliśmy spokojnie bez większych przepychanek do przodu. Na początku biegnie się dobrze, na trasie od samego początku dużo ludzi, tylko te kilometry :-) Zgodnie z ustaleniami korzystamy z punktów z wodą. Po 3 km staraliśmy się trzymać tempo w okolicach 5:15-5:20. Warunki pogodowe były bardzo zmienne raz słońce, chmury i wiatr. Kolejne kilometry mijają, uśmiech na twarzy jest. Duża liczba kibiców na całej trasie, którzy dodają sił. Są również siły na przybijanie "pion". Dość szybko mijały kilometry, pierwszy żel poszedł w ruch. Cały czas się nawadniamy. Powoli zbliżamy się do półmetku, który był w okolicach Zamku Królewskiego. Tam też czekały nasze żony i mój drugi żel na dalszą część trasy. Szybkie zrobione foto i do mety już mniej niż połowa :-).


Gdzie są żele?

Półmetek
Czas coś lekko ponad 1:53, według planu. Tempo biegu udało nam się trzymać do ok 27 kilometra i od tego momentu już stopniowo spadało. Z kilometra na kilometr biegło się coraz ciężej. Powoli zaczynały się bóle w nogach. Nie da się ukryć trzeba walczyć głową i się nie poddawać. Różne myśli chodzą po głowie, najważniejsze to wierzyć w końcowy sukces. Opadamy powoli z sił, Łukaszowi doskwiera kolano i musi chwilę przejść. Od 37-38 km biegnę sam, bardziej już truchtam, tempo spadło do 6:00- 6:15. Nogi ciężkie, głowa pęka od myśli - jak tu wykrzesać te siły, to tylko ostatnie 4 km !!! Trzeba to przeżyć, bo to jest nie do opowiedzenia. Walka z samym sobą trwa. Zbliżam się już nad Wisłę, wiem że już jest nie daleko. Ostatni punkt odżywczy na 40 km i przechodzę do szybkiego marszu. Jest jeszcze gorzej, do mety trochę ponad 2 km. Przeszedłem może z 30m i  cały czas głowa paruje od myśli. Mówię sobie, truchtaj powoli dasz rade. Ruszyłem dalej biegnąc. To był najgorszy ze wszystkich kilometrów w tempie 7:13.

ok 41 km

Załapałem się jeszcze na foto Darii z Kasty... i została długa prosta do rynku. Tłumy ludzi i ostatni kilometr do mety. Jakoś te nogi jeszcze dawały rady, widać w oddali metę. Wśród kibiców stoi żona, ostanie metry.


Meta już tak blisko


UDAŁO SIĘ JESTEM MARATOŃCZYKIEM !!!!!!!!!!!! :-)

Dawno tak nie byłem wyczerpany, największy problem miałem z nogami. Do dziś dzień jeszcze czuję w nogach ten bieg. ŁUKASZ dziękuje za wspólny bieg, szkoda że nie przekroczyliśmy razem mety. Jeszcze kiedyś się uda :-)

Kilka minut po biegu. Widać wyczerpanie.
Cieszy fakt, że udało się złamać 4 godziny.

Ten wynik dał mi 2406 miejsce w OPEN i w M30- 835 miejsce :-)
Upragniony medal :-)


PODSUMOWANIE

Od razu mówię było warto. Bieg na tym dystansie to zupełnie inne bajka. Ciężko porównać ten wysiłek do czegokolwiek. Trzeba to przeżyć na własnej skórze. Jak dużo odgrywa tutaj głowa po 30 km. Tyle myśli co tli się w głowie, trzeba jakoś tą walkę wygrać i się zmobilizować do dalszego biegu. Maraton pokazuje w jakiej dyspozycji obecnie jesteśmy, co możemy poprawić, nad czym popracować. Uczy walki z samym sobą i swoimi słabościami. Mimo regularnych treningów, widzę że przed kolejnymi startami w maratonie trzeba jeszcze mocniej popracować. Jakiś czas temu mało kto by uwierzył, że uda mi się pokonać ten dystans. Udało się!!! 

PODZIĘKOWANIA

Wszystkim, którzy trzymali kciuki za to, że się uda bardzo dziękuje. Za każde "lubię to" po treningu, nawet nie wiecie jak to pomaga i mobilizuje. Żonie za wsparcie, poranne wstawanie i szykowanie kilku dań do pracy. Za wspólne wyjazdy na zawody, choć czasami jej się nudzi :-) Rodzicom za wsparcie i wszystkim znajomym.




 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz